Autorzy książek lubią szokujące koncepcje, językowe nawiązania do teorii spiskowych oraz wyolbrzymione hasła. Najlepsze Sposoby, Ukryte Prawdy i inne Wielkie Sekrety Możnych i Bogatych straszą z każdej książki będącej zazwyczaj zwykłym poradnikiem życia. Ja nazywam to „amerykańskim stylem marketingu”, gdyż często występują owe chwytliwe hasła wraz ze specyficznym sposobem pisania. Dużo haseł, motywacji, podnoszenia na duchu. Trochę denerwuje mnie takie pisanie, jednak czasami, gdy treść zawiera w sobie coś ważnego zaciskam zęby i przedzieram się przez książkę.
Umiejętność czytania mimo, iż książka jest „przegadana” przydaje się przy skądinąd wartościowej pozycji jaką jest „Kwadrant przepływu pieniędzy” kochanego i nienawidzonego zarazem Roberta Kiyosakiego. Autor jest swego rodzaju zagadką – z jednej strony wizje bogatego biznesmena, człowieka który do wszystkiego doszedł dzięki ciężkiej pracy tak swojej, jak i jego żony Kim – z drugiej strony oskarżany o bycie naciągaczem, hucpiarzem, dwukrotnym bankrutem (to akurat w amerykańskiej sferze kulturowej raczej komplement) i kłamcą. Sam Kiyosaki wspomina w książkach swoje bankructwa, więc możliwe, że jego krytycy mają jednak trochę racji. Dystans wobec tego, co pisze autor jest więc wskazany, ale to chyba normalne wobec każdej książki. Najlepiej więc zastosować podejście cesarza Meiji i wziąć z książki to, co dobre i odrzucić to, co złe.
Odrzucając przegadane i zwyczajnie nudne fragmenty, autoreklamę autora i reklamę jego innych przedsięwzięć warto skupić się na wartościowych informacjach. Największą i najciekawszą koncepcją (choć może niezbyt oryginalną) jest podział na cztery kategorie sposobów zarabiania – pracę etatową, samozatrudnienie, prowadzenie biznesu i życie z inwestycji. Podział może wydawać się intuicyjny, ale autor stawia sprawę jasno: nie liczy się jak formalnie dane źródło zarobku jest opisane, ale jaka jest jego istota rzeczy. Freelancer na permanentnym kontrakcie jest dla niego pracownikiem, genialny makler obracający swoimi milionami na giełdzie to tylko samozatrudniony handlowiec, nie różniący się wiele od sklepikarza prowadzącego lokalny kiosk z warzywami. Prezes firmy kupujący akcje spółki nie jest inwestorem, ale biznesmenem. Kiyosaki dość radykalnie stawia granice swojego podziału. Można się z nimi zgadzać, można się nie zgadzać.
Innym ciekawym, choć mocno rozwleczonym tematem jest ukochany przez autora podział na aktywa i pasywa. Pierwotnie pojawił się on już w najpopularniejszej, pierwszej książce „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec”, tutaj jest nieco tylko rozbudowany. Aktywem wedle autora jest wszystko to, co na nas zarabia a pasywem – to, do czego musimy dokładać. Autor walczy z traktowaniem swojego domu jako aktywa – no chyba, że sami planujemy się z niego wyprowadzić i przeznaczyć ową nieruchomość na wynajem. Tutaj Kiyosaki idzie nieco dalej, analizując na przykład wpływ niepłacenia podatku od nieruchomości na stan naszego posiadania. Autor podważa wręcz funkcjonowanie prawa własności nieruchomości w świecie, gdzie istnieją podatki od nieruchomości. Cóż to bowiem za własność, którą rząd może skonfiskować w imię niepłacenia podatków (nie opłat!) od samego stanu posiadania? Tezy w wielu miejscach kontrowersyjne, ale dające do myślenia.
Skoro o podatkach mowa, przyznać należy iż autor je niespecjalnie lubi. Traktuje podatki jako zło konieczne, uważając iż są one zbyt wysokie z uwagi na rozdawnictwo rządu (a z lektury książki Daniela Kahnemana wiemy, że jakakolwiek głębsza reforma jest z góry skazana na niepowiedzenie). Sugeruje, iż należy myśleć, jak zmniejszać ilość płaconych podatków. Porusza on jednak dwie, jakże często unikane przez fanów „optymalizacji podatkowej” kwestie. Zdaniem Autora biznes nie może być oparty na unikaniu podatków. Celem biznesu winno być generowanie zysków, a jeśli przy okazji udaje się zapłacić mniej podatków to jest to miła premia. Ale premia ta nie może być podstawą prowadzenia biznesu – bo wtedy staje się on kruchy i bardzo podatny na zmiany prawa. Drugim wyraźnym zaleceniem Kiyosakiego jest trzymanie się prawa i nieprzekraczanie jego zapisów – zatem zmniejszenie podatków tak, ale tylko w granicach prawa.
Oczywiście prawo nie jest niestety dla każdego jednakowe. Autor wskazuje, jak systemy prawne preferują i dają znacznie większe możliwości rozwoju biznesmenom i inwestorom, niźli zwykłym pracownikom. Właściciele biznesu bardzo często mogą korzystać z dóbr należących do swoich firm (a więc swoją wartością obniżających podatki poprzez zwiększenie kosztów firmy), a dla pracowników takie działania są niedostępne. Tutaj (wykraczając poza przykłady z książki) zapytam przewrotnie: czyż podobnym działaniem nie jest pracownik, robiący „fuchy” na sprzęcie pracodawcy? W najgorszym przypadku złapie go szef. A kto złapie szefa robiącego „fuchy” na sprzęcie swojej firmy? W idealnym świecie takie wydarzenia nie miałyby miejsca, a prawo byłoby równe dla wszystkich…
Warto także dodać iż w tej wydanej w 1997 roku książce autor porusza kwestie które w Polsce modne zrobiły się prawie 20 lat później. Wiele razy powtarza hasło firmy Nike – „Po prostu zrób to” i wskazuje konieczność działania w biznesie a nie wiecznego rozważania. Nauka na swoich (a jeszcze lepiej na cudzych) błędach miejscami pachnie „Antykruchością” Nassima Nicholasa Taleba o której dobrze pisze Igor Mróz. Zarządzanie finansami osobistymi znane u nas choćby dzięki ludziom takim jak Michał Szafrański czy Marcin Iwuć przewija się już u Kiyosakiego. Koncepcje, które w formie doprowadzonej do perfekcji trafiają do nas teraz, w zgrzebnej formie podawane były w „Kwadrancie…” dawno temu. Zalecenia ograniczenia konsumpcji i powolnego odkładania bardzo mocno wpisują się w modny obecnie nurt minimalizmu. Podobnie bardzo ciekawie brzmią wypowiadane ostrzeżenia o wielkim kryzysie na rynku akcji i obligacji który zmiecie pieniądze zwykłych ludzi i napełni kieszenie bogaczy. W 1997 wydawało się to pieśnią przyszłości, jednak kryzys dot com w początku XXI wieku i przede wszystkim krach 2007/2008 to dokładna realizacja scenariusza przed którym ostrzegał Kiyosaki. Dziś, po 10 latach od tamtych wydarzeń coraz częściej dochodzą do opinii publicznej informacje o powstałych wtedy fortunach, o pieniądzach na ratowanie oszczędności Johnów Doe, które popłynęły szeroką rzeką do kieszeni bankowców… Czy zatem Robert Kiyosaki „przewidział kryzys” (albo – bardziej tabloidalnie: Książka, Która Pokazała Prawdę o Kryzysie Zanim Skończył Się Poprzedni)? Odpowiem przewrotnie: nie bardziej, niż pogodynka mówiąca w ciepły, słoneczny jesienny dzień że już za kilka tygodni może być bardzo zimno. Bo jak jest zima, to musi być zimno.
Książkę polecam każdemu, kto na serio myśli o swoich pieniądzach. Bardziej jako punkt startowy do rozmyślań niźli jako poradnik jak zdobyć bogactwo. Mimo obietnic autora sama lektura „Kwadrantu przepływu pieniędzy” do tego nie wystarczy.
Robert Kiyosaki: Kwadrant Przepływu Pieniędzy. Jak osiągnąć finansową niezależność, Instytut Praktycznej Edukacji, Osielsko 2001 (dostępne są inne wydania).