Kim jest Zajdel Janusz?

Wiele lat temu, za czasów ustroju zwanego potocznie „komuną”, żył i tworzył sobie w Polsce pewien naukowiec. Mówiąc precyzyjniej – był on fizykiem. Ironią losu było to, że o ile jego twórczość naukowa znika dziś w mrokach dziejów, to śmiało można nazwać Janusza Aleksandra Zajdla jednym z ojców polskiej fantastyki.

Najbardziej znaną postacią z tego panteonu jest oczywiście Stanisław Lem, głównie ze względu na jego dokładne, często nieomal profetyczne prognozy. Wprowadzeniem pojęcia „broni dyspersyjnej” wyprzedził Lem myślenie o wojnie o dobre pół wieku. Zajdel nie miał takich ambicji, gdyż jako fizyk kierował się podejściem holistycznym. Fizycy uwielbiają modele i szukanie w nich dziur. W ten właśnie sposób konstruowana było większość prozy Zajdla. Punktem wyjścia była oczywiście komuna – trafnie identyfikując zachodzące w nieludzkim systemie procesy, rozkładał je autor na czynniki pierwsze, odnajdował w nich ich pierwotne znaczenie i bogatszy o tą wiedzę przenosił je do zupełnie innego otoczenia. Po adaptacji warunków, zbrodnicze zasady nadal były tak samo ohydne jak w rzeczywistości PRL, jednak dzięki rozwinięciu techniki ich skala oddziaływania stawała się o rząd większa.

W tak stworzonej przez siebie utopii zaczynał Zajdel szukać dziur. Znając ludzką (polską?) mentalność, wskazywał on miejsca, gdzie owa nieludzka rzeczywistość będzie pękać. Że pęknąć musi, przekonaliśmy się wszyscy naocznie wraz z upadkiem PRL, nieefektywnego tworu.

„Cylinder van Troffa” był moją pierwszą powieścią, którą poznałem w formie audiobooka. Nie rezygnując z czytania książek, postanowiłem zapełnić spędzany na bieżni treningowej czas czymś innym niż muzyka (aby uniknąć znudzenia). Siedem godzin słuchowiska skutecznie wypełniło mi kilkanaście sesji treningowych, choć pewnych fragmentów musiałem słuchać po dwa razy.

Sama historia powieści jest do bólu banalna – odlatujący pod koniec XXI wieku na kosmiczną misję astronauci zostaną poddani przyspieszeniom relatywistycznym, więc powrócą z gwiazd dziesiątki lat po momencie odlotu. Zanim to jednak następuje, jeden z bohaterów postanawia zastosować podobny mechanizm wobec własnej ukochanej (nie dysponuje przy tym środkami finansowymi pozwalającymi zakupić statek kosmiczny, jak robi to Marygay Potter w „Wiecznej wojnie” Haldemana). Wracając na Ziemię dramatycznie później niż to było planowane, zastaje ludzkość rozdzieloną na zdegenerowanych mieszkańców Ziemi i Księżyca. „Rozczepienie” ludzkości było daleko idącą konsekwencją działań naprawczych po przeprowadzonych na masową skalę procesach eugenicznych na Ziemi. „Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle” – tyle, że tym razem wyszło ekstremalnie źle. Pomimo problemów, główny bohater rusza na poszukiwania swojej ukochanej w ruinach ludzkiej cywilizacji. Jego przygody poznajemy z relacji archeologów, którzy setki lat później odkopują zdegenerowane ludzkie miasto.

W „Cylindrze…” rozprawił się Zajdel bezlitośnie zarówno z eugeniką (choć akurat ten „proces zła” w PRL nie był właściwie stosowany choć na przykład Szwedzi z eugeniką pożegnali się dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku), pokazując jak procesy eugeniczne w dłuższej perspektywie nie są możliwe do przeprowadzenia, a poprzez stosowanie w nich wyjątków zamieniają się w swoją własną karykaturę. Zajdel pokazuje też moc ewolucji, wskazując iż nie jest takie proste stworzenie mechanizmu który zawsze i wszędzie będzie działał w stu procent populacji. Z tego też powodu, nie da się stworzyć społeczeństw utopijnych i nieważne jak elitarna grupa do stworzenia owego raju by nie była użyta, to prędzej czy później nienormalne warunki syntetycznego społeczeństwa zamienią ją w swoją karykaturę.

Nie można też odmówić Zajdlowi, z racji jego fizycznego fachu, spoglądania się całościowo na rozwój świata. Megametropolie rosnące estakadami wzwyż, coraz mocniej dyskryminują poziom ulic. Wizja umawiania się iż nowym poziomem „zero” staje się poziom estakad i budowania od tego poziomu coraz to wyższych, nowych, lżejszych konstrukcji wydawać się nam może w Polsce utopijny, ale proceder taki coraz częściej widać już w Europie (nie mówiąc już o miastach-molochach wschodniej Azji) – nawet w nisko zabudowanym Sztokholmie (administracyjne zakazy architektury wysokościowej) można znaleźć miejsca, gdzie funkcjonują w ramach jednej ulicy trzy zupełnie różne „poziomy ulicy”.

Na zakończenie warto wspomnieć o pewnych wątkach… autobiograficznych! Poruszając się po rzeczywistości Warszawy XXII wieku odnajdujemy w książce pewne nawiązania do samej osoby autora. Odniesienia dość niepokojące, bo stawiające wręcz pytanie, o czystość intencji Janusza Zajdla. Można wręcz postawić pytanie: kim Pan jest, Panie Zajdel?

Janusz Zajdel: Cylinder van Troffa, Audioteka

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.