Slavoj Žižek to papież lewicy. Nieomal, bo trudno oczekiwać, aby lewica mianowała kogoś swoim „papieżem”. Trudno oczekiwać także, aby współcześni, wyemancypowani lewicowcy pijący bezjakieśtam latte w Starbucksie (wiadomo, nienawidzą kapitalizmu i globalnych korporacji) mogli podjąć dyskusję z radykalnym marksistą obficie cytującym Lenina. Trudno też, aby z Žižkiem dyskusję podejmowali liberałowie, neokonserwatyści czy prawicowcy – w końcu „Prawdziwy Polak” na hasło „walka klas” reagować winien wrogością.
Problemem dzisiejszego świata jest to, że każdy zamyka się w swojej bańce informacyjnej. W Polsce zwolennicy PiS czytają Gazetę Polską a wyborcy PO – Gazetę Wyborczą. Periodyki owe zawierają całkowicie inną treść, pokrywając się jedynie w doniesieniach o najnowszych zdarzeniach (oczywiście komentarz będzie zgoła inny w każdym z owych mediów), pogodzie i sporcie. Poza tym – zupełnie inny świat, inne wydarzenia, inni bohaterowie. Wirtualna bańka, gdzie każdy czytelnik jest mile łechtany swoimi poglądami, bez narażania się na intelektualny wysiłek kwestionowania status quo swojej bańki. Podobnie jest poza granicami Polski: w USA jest świat New York Times i świat Fox News.
Jakkolwiek bym nie kombinował, daleko mi do lewicy. Jestem fanatykiem recyklingu i dbania o środowisko, bardzo chciałbym wspierać biednych i wyrównywać szanse. Jednak umiłowanie wolnego rynku, niechęć do państwowej interwencji i brak wiary w możliwość istnienia na dłuższą metę multikulturowych społeczeństw stawia mnie po prawej stronie. Dlatego właśnie lubię czytać teksty lewicowe – chcę wyjść z mojej bańki, zmusić mózg do pracy. Oczekuję wyzwań i kwestionowania tego, w co wierzę od dawna. Chcę aby moje poglądy były weryfikowane, aby starcie z ludźmi myślącymi inaczej pokazywało mi, gdzie kompromis jest niezbędny, gdzie w imię większego dobra albo w imię możliwości realizacji danej idei należy odpuścić i postąpić wbrew swoim wdrukowanym poglądom. Gdzie należy sobie powiedzieć że moje poglądy są piękne, właściwe ale… utopijne. Dlatego właśnie lubię Slavoja Žižka.
Wydana w 2016 roku cienka książeczka „Against the double blackmail” („Przeciwko podwójnemu szantażowi”) stanowi zbiór rozważań Žižka na temat kryzysu uchodźców (zwanych też „nachodźcami”), terroryzmu i problemów Europy z wielokulturalnością. Dziś, w 2018 roku nikt już nie udaje, że uchodźcy w Europie asymilują się gładko. W publicznym dyskursie pojawia się informacja o „gettach” i „strefach no-go” i rządy zaczynają się za problem zabierać. Pisze o tym Time, a nie różnorakie ultraprawicowe media. Temat przenika do dyskursu publicznego i kończy się zamiatanie pod dywan. Pęka balon hipokryzji, zauważany już dwa lata temu przez Žižek.
Twierdził on wtedy, iż bez publicznego złamania różnorakich lewicowych tabu nie ma mowy o zbudowaniu porozumienia. Jedną z ulubionych metod Žižka, ocierającą się wręcz o trolling, było wskazanie ułudy iż „każdy jest wrogiem dopóki nie poznamy go z bliska”. Žižek argumentuje że w ten sposób można by nawet wybielić Hitlera (oraz podaje dość bulwersujący przykład takiej wypowiedzi ze strony… premiera Izraela).
Žižek zrywa z tabu i stawia diagnozy. Ukazuje systemową tolerancję dla przemocy wbudowaną w nieomal każdą z religii – chrześcijaństwo (pedofilia księży), islam (zorganizowane przez Pakistańczyków pedofilskie gangi działające przez 20 lat w Rotherham) czy judaizm (cytaty z premiera Netanyahu). Z religią wiąże się kultura, która sama z siebie potrafi tworzyć potężne ruchy pełne przemocy, podlewane w mniejszym lub większym stopniu religią. W meksykańskim Ciudad Juárez masowo mordowane są samotne kobiety i być może jest to wynik kultu macho zaś w Rotherham sprawcy określali ofiary mianem „białych śmieci”. Przemoc budowana była przez religię, ale i przez kulturę. Czasami do wybuchu przemocy wystarczyły znacznie „słabsze” czynniki – zamieszki „rasowe” w Ferguson w 2015 roku po zabójstwie czarnoskórego podejrzanego przez policję nie miały żadnych głębszych celów – w większości było to zorganizowane ad hoc ujście gniewu. Protestowali czarnoskórzy, ale obiektem ich protestów była amerykańska policja w której znaczący odsetek stanowią inni czarnoskórzy. W ramach protestów demolowano miasto w którym sami demolujący mieszkają. Žižek kończy rozważania o przemocy wnioskiem iż z przemocy nie wynika dla nikogo żadna lekcja.
Dalej zaczyna się robić coraz ciekawiej – pojawiają się pytania, w jakim stopniu tyran Kadafi czy Hussein trzymali region w szachu, ale i we względnej stabilności. Czy obalanie tyranów było celowe, jeśli w wyniku owych operacji ucierpiało więcej ludzi, niż cierpiało za czasów tyrana? Dlaczego biedne kraje regionu jak Turcja czy Liban przyjmują wielokrotnie więcej uchodźców niż bogate i bliskie im kulturowo ZEA, Arabia Saudyjska czy Katar?
Od tego momentu Žižek zaczyna mówić jednym głosem z europejską prawicą, wskazując iż problemem masowej migracji jest mylne wyobrażenie mitycznej „Norwegi”. Norwegii, która nie istnieje (nawet w Norwegii). Bogactwo Europejczyków bierze się w dużej mierze z pracy opartej o europejskie wartości, które nakazują dzielić się jej owocami z potrzebującymi. Nastawiając się jedynie na konsumowanie owego socjalu, uchodźcy nie staną się nigdy równymi Europejczykom. Žižek stawia sprawę prosto: uchodźcy chcą mieć ciastko i zjeść ciastko. Zachować swoje zwyczaje i swoją kulturę (włącznie z tą jej częścią, od której uciekają) i równocześnie przejąć europejskie dobrobyt. Niestety, bez europejskich wartości oświeceniowych, bez europejskiej tradycji lewicowej (w końcu Žižek to marksista!) nie ma co myśleć o w pełni absorpcji europejskich dóbr. Brak zrozumienia tych różnic prowadzi do wybuchu agresji obliczonej na publiczne i celowe łamanie publicznych norm. Skoro uchodźcy wciąż są ludźmi drugiej kategorii mimo iż dostali już wszystko co im obiecano (socjal), to pojawia się gniew. Ten gniew znajduje ujście w incydentach takich jak masowe napastowanie kobiet w sylwestrową noc w Kolonii. Zdaniem Žižek sprawcy doskonale wiedzieli, że to co czynią jest nieakceptowane w Europie. Oni celowo chcieli dać ujść swojemu gniewowi i ukarać „społeczeństwo” – bo przecież nie można przyznać się przed samymi sobą, że jednak Europa nie jest taka fajna.
Po drodze pojawia się walka klas, ukrywająca się tym razem pod pozorem walki kulturowej. Žižek zadaje pytania o to jak bardzo pewne skrajne poglądy okazują się prowadzić do swoich przeciwieństw (farmerzy z USA narzekający na nadmiar regulacji nie zauważają, iż część z tych regulacji chroni ich przed byciem pożartym przez bogate korporacje). Oczywiście radykalna myśl lewicowa musi się w rozważaniach słoweńskiego filozofa pojawić – można się z nią nie zgadzać.
Co robić – stawia leninowskie pytanie Žižek i pod koniec książki na nie odpowiada. Postuluje on cały szereg zmian, które głównie zadziać powinny się w naszych głowach. O większości z nich już pisałem, warto więc skupić się na tym, co należy poza sferą ideologiczną uczynić. Jak przystało na marksistę, pojawiają się propozycje zakończenia permanentnej prywatyzacji wszystkiego, włącznie z absurdalnym wręcz rozciąganiem pojęć własności intelektualnej. Nie są to zresztą poglądy jedynie marksistowskie – wielu liberałów uważa iż pojęcia takie jakie „własność intelektualna panoramy” są gwałtem na wolności. Tego typu „zizkowy komunizm” miałby za cel zbudowanie pewnej wspólnoty i przeciwdziałanie wyzyskowi w biednych państwach, czyli temu, co popycha biednych ludzi do migracji. Oprócz jednak aspektów stricte górnolotnych, Žižek proponuje rozwiązania konkretne. Jest on zwolennikiem akcji militarnej – nie obliczonej jednak na zabijanie, ale na skuteczność. Problemem migrantów winno zająć się wojsko, bo tylko armia ma środki, siły i dyscyplinę potrzebną do rozwiązania problemu obozów, filtracji, sprawdzania tożsamości. Paradoksalnie jego poglądy zbliżają się do działań Viktora Orbana (którego Žižek skądinąd wielokrotnie krytykuje). To właśnie Orban postawił wojsko na granicy serbsko – węgierskiej. Jednak tutaj cel Žižka jest zgoła inny – tu chodzi o pilnowanie porządku i sprawdzanie kto z uchodźców ma być gdzie przesłany.
Žižek nie zastanawia się niestety, czy wojsko nie będzie musiało pilnować czy uchodźcy wysłani do Polski nie będą chcieli jednak uciec do Niemiec. Zwłaszcza, że jak sam zauważa „prawo do swobody przemieszczania się” jest de facto „prawem do swobodnej podróży” a nie prawem do pójścia sobie gdzie się chce (daleki jest Žižek od hipokrytów z ruchów „antygranicznych”). Więc i w tym wypadku pojawiają się dziury. Nie zmienia to jednak faktu, że wojsko powinno przeprowadzać także i selekcję – kto wjechać może, a kto nie.
Ostatnią kwestią na którą naciska autor jest konieczność wypracowania zasad, których każdy winien się w Europie trzymać. Nie może być bowiem tak, że przybywających muzułmanów razi samo istnienie w Europie innowierców. Žižek bardzo stanowczo broni prawa ludzi do życia „jak żyli dotąd”. Jeśli kogoś obraża fakt, iż jego sąsiad je wieprzowinę a jego żona chodzi z odkrytą głową to znaczy że dla kogoś takiego nie ma miejsca w Europie. Nie powinno być również miejsca dla kogoś, kto nie toleruje faktu, że jego sąsiad jest muzułmaninem. Niestety, tu pojawia się brak symetrii, bo ten ktoś może być naturalnym mieszkańcem Europy i nie ma żadnej „Nativii” do której można go wysłać (nawiązanie do żartu z Sarah Palin, iż „Natywni Amerykanie” czyli Indianie winni być deportowanie z USA do „Nativii”). Pomimo jednak problemów, Žižek uważa, iż musimy wspólnie wypracować pewien zestaw norm i zasad, który umożliwi nam z naszymi nowymi sąsiadami pokojową koegzystencję. Musimy, gdyż migracje ludności staną się (z powodów ekonomicznych, ekologicznych, technicznych) coraz częstsze i cywilizacja europejska musi stać się bardziej elastyczna i sprawniejsza w adaptowaniu się do nowych warunków (musi stać się antykrucha, choć tego określnia Žižek nie zna). Wartości i normy na których oprzemy koegzystencję będą się z powodów oczywistych opierały na tym, czym dzisiaj są nasze wartości europejskie, bo właśnie z nich wynika nasz imperatyw pomocy ludziom i tolerancji. Tyle że tolerancja musi być obustronna, a tego kto się jej nie podporządkuje należy ukarać kijem. I tutaj stawia Žižek znak równości – tak samo złe jest nienawidzenie uchodźców za to że są, jak i powszechne na lewicy tłumaczenie każdego ich wybryku. Proste, jasne zasady pozbawione hipokryzji. I to jest chyba to, co Žižek uważa za największą przeszkodę. Pozbądźmy się hipokryzji, a kryzys uchodźców ulegnie rozwiązaniu.
Slavoj Žižek: Against the Double Blackmail. Refugees, Terror and Other Troubles with the Neighbours, Penguin Books 2017