Nassim Nicholas Taleb to postać kontrowersyjna. Z pochodzenia Libańczyk (czyli ktoś, kto kulturowo i etnicznie bliżej jest Rzymu niźli Mekki), z zawodu bankowiec a z zamiłowania – podróżnik (włóczęga!) i filozof. Oraz statystyk. Pochodzenie i edukacja doprowadziły go do zawodu tradera w nowojorskich bankach, a obrzydzenie światem finansów spowodowało, że stał się myślicielem i wykładowcą statystyki…
Doświadczenia giełdowe zmusiły go do napisania pierwszej książki – prawie dwadzieścia lat temu ukazała się „Fooled by Randomness”. Tam też pojawiła się koncepcja zdarzeń ultrarzadkich, lecz znaczących – tak zwanych Czarnych Łabędzi. Koncepcja kiełkowała i kilka lat później Taleb wydał „Czarnego Łabędzia” opisującego, jak klasyczna teoria statystyczna w przypadku ekonomii (i nie tylko) może doprowadzić do katastrofy. Rok 2007 pokazał, iż Taleb był jednym z tych ludzi, którzy dobrze wyczuli nadciągający krach. Uświadomiła mu go analiza modeli statystycznych używanych w bankowości (później Kahneman wyjaśnił, dlaczego tak wadliwe modele są konstruowane). Zastanawiając się, w jaki sposób zapobiegać Czarnym Łabędziom, doszedł Taleb do wniosku że jest to raczej niemożliwe i najlepiej zastanowić się, jak na takim zdarzeniu skorzystać (a przynajmniej – nie utonąć). Kluczem okazuje się być zwinność i adaptacja co stanowi zarówno przeciwieństwo bycia kruchym, jak i przeciwieństwo wytrzymałości (bo wytrzymałość także ma swoją granicę, a Czarny Łabędź z definicji owe granice przekracza) i twardości (bo twardość to brak adaptacji).
W 2012 Roku wyszła „Antykruchość”. Po ekonomiczno – biznesowym „Czarnym Łabędziu” Taleb wydał książkę filozoficzną. O tym jak działać a przede wszystkim o tym, czego nie robić. Autor był już znany, miał rzeszę fanów więc mógł sobie pozwolić na śmielsze wyrażanie swoich poglądów. Adaptacja i zwinność spowodowały, że książka stała się kultowa wśród fanów podejścia Agile – choć często fani owi ograniczali się jedynie do przeczytania wstępu… Jednak ci którzy przez wstęp i całą książkę przebrnęli, zostawali na końcu z pewnym niepokojącym przesłaniem: „Nie zwiększaj swojej anykruchości kosztem innych”. Rozdział nosił tytuł „Skin in the game” i dotyczył etyki. Znając Taleba nie trzeba było długo czekać, aż wyjął on swojego Maca i zaczął temat rozwijać. Tak oto z początkiem 2018 roku ukazała się książka „Skin in the Game: Hidden Asymmetries in Daily Life”.
Od dawna zastanawiam się jak przetłumaczyć ten tytuł na język polski. O ile druga część– „ukryte asymetrie (występujące) w codziennym życiu” jest dość oczywista, to „skóra w grze” jest już wyrażeniem trudniejszym. Intuicyjnie wiadomo o co chodzi – nasza skóra (kark, zadek) musi być w grze (w życiu, w przedsięwzięciu), czyli wszystko to, co robimy mamy robić biorąc na siebie ryzyko z tej czynności wynikające. Określenie „nadstawiać karku” wydaje się pasować całkiem dobrze do kwestii ryzyka i odpowiedzialności, jednak dla nas oznacza ono ryzykowanie bez większego sensu. Jeśli się nam noga podwinie, możemy dostać kopa w zadek – to już bardziej pasuje, ale wciąż nie oddaje w pełni sensu. Możemy skupić się na grze (dla nas Polaków – w piłkę nożną) i zauważyć, że nie da się grać ważnego meczu bez ryzyka faulu. Gracz, który będzie cały czas starał się stronić od przeciwników i nigdy nie będzie chciał odebrać piłki wyjdzie z meczu bez jednego zadrapania, ale nikt nie będzie go chciał w drużynie. Piłka nożna wymaga od graczy posiadania „skin in the game”. W tym sensie przeciwieństwem piłkarzy są selekcjonerzy, którzy sami nie ryzykują faulu, ale wysyłają na murawę piłkarzy (oczywiście w piłce nożnej to normalne i akceptowalne, ale czujemy opór gdy politycy w gabinetach posyłają żołnierzy na wojnę).
Mieszkaniec Lewantu wydający w 2018 roku książkę o ryzykowaniu cudzym życiem nie mógł oczywiście pominąć sytuacji na Bliskim Wschodzie. Taleb koncepcję „skin in the game” przedstawia czytelnikowi także na przykładzie sytuacji w tamtym regionie. Stawia trudne pytania o sens interwencji w Libii, szczególnie gdy kilka lat wcześniejsza interwencja w Iraku zakończyła się śmiercią dziesiątek tysięcy ludzi a jej długofalowa skuteczność jest dziś powszechnie kwestionowana. Trudno porównywać bestialstwo reżimu Assadów (syna i ojca) z kulturalnym i tolerancyjnym rządem Szwecji, tylko czy – pyta Taleb – w Syrii możliwy w ogóle jest rząd zbliżony do poziomu szwedzkiego humanitaryzmu? Czy żyjący w wygodnym domku nad Potomakiem i jeżdżący klimatyzowanym SUVem kongresmen jest w stanie zrozumieć ludzi mieszkających po południowej stronie Morza Śródziemnego? Czy jego decyzje o akceptacji „zniszczeń kolateralnych” byłyby takie same, gdyby część bomb przeznaczonych dla Assada przez jakiś „błąd w Matrixie” spadło na przedmieścia Memphis w stanie Tenesee (które w wielu miejscach przypomina już teraz Aleppo po bombardowaniu)? Jak te decyzje by wyglądały, gdyby każda bomba wybuchająca nad głowami żołnierzy syryjskich dodatkowo teleportowała do USA jedną Toyotę Hillux pełną terrorystów z Państwa Islamskiego? Biurokracji z Waszyngtonu nie muszą żyć na co dzień z wynikami ich działań w rejonie bliskiego wschodu bo nie mają „skin in the game”.
Każde działanie człowieka może przynieść zarówno korzyści jak i straty. Jedną z najobrzydliwszych rzeczy jest tak zwana prywatyzacja zysków i socjalizacja strat – przykładem tego byli bankierzy, którzy dorabiali się na nieuczciwych transakcjach, a gdy system się zawalił zwrócili się o pomoc do rządów. Taleb wspominał już o tym w „Antykruchości”, teraz do tematu wraca ponownie. W Polsce tego typu zdarzenia były raczej marginalne, prawdziwa plaga tego typu zachowań dotknęła Stany Zjednoczone. Taleb upatruje przyczyn tego zjawiska w większej ilości pieniędzy na stole na rynku amerykańskim oraz… z daleko bardziej rozwiniętej regulacji rynku w USA. Raczkująca dopiero w Polsce a niestety w wielu krajach powszechna jest praktyka zatrudniania byłych wysoko postawionych urzędników przez sektor prywatny po zakończeniu ich kadencji. Raz, że nikt inny jak twórca regulacji nie potrafi później owej regulacji unikać, dwa, że jest to sygnał do następców – „bądźcie dla nas mili, a posadka po zakończeniu kadencji się znajdzie”. Klasyczny brak „skin in the game” urzędników i brak etyki równocześnie. Dla Taleba obie te rzeczy są tożsame. Zaangażowanie osobiste i osobiste narażenie tak na zyski jak i na straty jest jedyną możliwą postawą etyczną.
Podstawą etyki Taleba jest symetria. Nie rób nikomu tego, czego sam nie chcesz doświadczyć, czyli Srebrna Zasada jest jego zdaniem kluczowa dla bycia człowiekiem. Bądźmy symetryczni, prowadźmy transakcje symetrycznie. Jeśli jedna strona z pełną świadomością pakuje drugą stronę na minę (sprzedaż toksycznych obligacji, wadliwego produktu, podpisywanie piekielnego kontraktu) – to jest to złamanie etyki. Szeroko pastwi się Taleb nad problemem agencji, czyli pośrednikiem, który zawierając umowę w teorii działa w imieniu jednej ze stron, a w praktyce jedynie w imieniu własnym. W ten sposób w transakcji poszkodowane bywają obie strony, a jedynym zyskującym jest pośrednik. Ewentulnie pośrednik służyć może do wykonywania czarnej roboty, tak aby jego pryncypał mógł udawać niewiniątko, obwiniając o nieuczciwą sprzedaż tego „złego pośrednika”. Im bogatszym się jest, tym więcej osób ma ochotę na nasze pieniądze w sposób całkowicie legalny – to znaczy poprzez sprzedawanie nam tego, czego nie potrzebujemy. Modele agencyjne to nie tylko sprzedaż, czasami pośrednikiem jest regulator lub organizator rynku, czego przykładem jest służba zdrowia: pacjent płaci za pracę lekarza poprzez mechanizm ubezpieczenia (państwowego lub prywatnego) po czym pośrednik kierując się swoją logiką wybiera lekarza, który danego pacjenta będzie leczyć. W Polsce problem znamy od strony ilości zakontraktowanych przez NFZ zabiegów (których jest za mało), Taleb podaje amerykański przykład iż chirurdzy nie powinni wyglądać jak chirurdzy – powinni dobrze leczyć, a wygląd to jedynie element negocjacji z kasą chorych (aby dostać lepszy kontrakt). Dostaje się także dziennikarzom – czy piszą po to, żeby poinformować opinię publiczną, czy po to żeby zdobyć uznanie w oczach innych dziennikarzy (i dostać lepszą pracę w lepszym medium)?
Niestety, chcąc być uczciwym i rzetelnym, dziennikarz musi czasami wybrać postępowanie względem oczekiwań środowiska, albo wedle siebie. W ten sposób musi mieć skin in the game. Życie bowiem jest pełne ryzyka. Wszystko co robimy wiąże się z ryzykiem. Potocznie uważa się, że ryzykowne są sporty walki, wspinaczka górska czy triathlon. To prawda, ale ich przeciwieństwo w postaci życia od kanapy i telewizora aż po weekendowego grilla sprowadza całe ryzyko chorób cywilizacyjnych od nadwagi zacząwszy. Trudno zresztą znaleźć tu jakiś złoty środek – trudno być „trochę” kanapowcem a „trochę” sportowcem, bo nieregularne ciężkie treningi przerywane okresami obżarstwa podnoszą ryzyko kontuzji nieprzyzwyczajonego do szoku organizmu. Bycie żywym oznacza ryzyko. Podobnie jest z aspektami finansowymi którym poświęca Taleb sporo miejsca krytykując wielu europejskich socjalistycznych myślicieli.
To właśnie w egalitarnej Europie, wychwalającej pod niebiosa swój solidaryzm społeczny większość majątku pozostaje w rękach wąskiego kręgu rodzin, których bogactwo zaczyna się często jeszcze w okresie średniowiecza. Pod tym względem „kapitalistyczna Ameryka” jest dużo bardziej zróżnicowana, gdyż majątki jej mieszkańców przychodzą i odchodzą. Oczywiście rzadko kto spada ze szczytu na samo dno, ale absolutna większość Amerykanów w swoim życiu kosztuje spędzenia roku w 20% najlepiej zarabiających. Jedni zostają tam dłużej, inni krócej ale absolutna większość (73% według Taleba) przechodzi w swoim życiu okres zamożności. W skostniałej Europie takie procesy nieomal nie zachodzą. Jednak poza Europą nawet posiadanie bogactwa oznacza ryzyko, że się je straci. Mechanizmy protekcjonizmu utrudniają małym graczom wejście na rynek, a korporacje i ich właściciele … mają się dobrze.
Nie sposób tu i teraz omówić wszystkich koncepcji Taleba obracających się wokół tematu symetrii oraz zaangażowania. Warto jednak wspomnieć dyskusję o ryzyku bycia pracownikiem które jest swego rodzaju elementem negocjacji między pracownikiem a pracodawcą, a które nie występuje w przypadku samozatrudnionych. Pies nie musi martwić się o polowanie (nieudane polowanie to śmierć z głodu), bo miskę zawsze podaje pan, jednak gdy pana zabraknie to – nie będąc wolnym, polującym wilkiem – nie przeżyje. Podobne argumenty, choć bardziej ekonomicznie niż filozoficznie pojawiały się u Kiyosakiego.
Pod koniec książki Taleb rozprawia się z postrzeganiem religii. Religia postrzegana jest przez nas jako połączenie wierzeń, praktyk i personelu religijnego urzędującego w stosownych budynkach. Nie jest to jednak do końca prawda – wiele religii jest raczej systemami filozoficznymi, inne z kolei stanowią systemy prawne. Pod tym względem każde nieracjonalne, silne wyznawane przekonanie, może być uznane za religie. Niektóre odłamy oparte są nie tyle o wiarę, ile stanowią spójne politycznie i militarnie systemy eksterminacji każdego odłamu inności (czego przykładem są znienawidzeni przez Taleba Salafici). Religia wymaga poświęceń, a w opinii autora coraz mniej takowego w ludziach. No chyba że mówimy o Salafitach, dla których zamach samobójczy jest dobrym sposobem wyznawania wiary. Dlatego tak trudno przychodzi nam zwalczanie islamskiego terroryzmu (sponsorowanego gdzieś u podstaw przez salafickie meczety za którymi stoją bogaci Salafici z Arabii Saudyjskiej – kolejnego wroga Taleba). Oni po prostu mają skin in the game…
Skin in the game to podstawowy wymóg dla dowolnej mniejszości, aby wygrać. Mała, ale zdeterminowana odpowiednio grupa jest w stanie wiele zrobić. Zmiany korzystne dla owej małej grupy ale zazwyczaj obojętne dla większości zostaną prędzej czy później przeforsowane. Przykładem jest oznaczanie alergenów na jedzeniu, które pomaga alergikom i nie szkodzi nikomu, certyfikowanie większości produktów bezmięsnych jako koszerne i halal (nie zmienia to nic dla konsumentów spoza kręgów judaizmu i islamu) czy wreszcie fakt, że na korporacyjnym spotkaniu 10 Niemców i 1 Szweda językiem obowiązującym będzie angielski. Te zmiany są najczęściej zupełnie obojętne dla większości, dlatego są wprowadzane. Często producent żywności decyduje się na przestawienie swoich linii produkcyjnych aby wszystko co produkuje było halal, bo utrzymywanie dwóch osobnych linii produktów jest nieekonomiczne. Tak dzieje się już w wielu krajach zachodnich – ponieważ chrześcijanie mogą jeść posiłki halal, nie mają z tym problemu. Cierpią jedynie miłośnicy wieprzowiny… Palacze mogą podróżować w wagonach dla niepalących (powstrzymując się na czas podróży od palenia), jednak niepalący nigdy nie pojadą w wagonie dla palących. Te zmiany spowodowały znaczący spadek liczby palaczy na świecie – więc nie są one obojętne (choć w tym wypadku można chyba śmiało mówić iż w tym wypadku zasada ta wyszła wszystkim na dobre). Taleb rozważa tego typu sprawy dogłębnie nazywając tego typu wydarzenia „Największą asymetrią” i ostrzega, iż radykalne mniejszości – Salafici – mogą narzucać innym swoją wolę poprzez zakazywanie wyrażeń typu „Wesołych Świąt”. Jest to coś, co w Libanie czasów młodości Taleba, kraju pół na pół muzułmańsko – prawosławnym nigdy się nie zdarzało.
Kodeks postępowania według Nassima Nicholasa Taleba kończy rozdział analizujący kiedy warto podejmować ryzyko. Celem życia nie jest przeżycie chciałoby się zacytować. Celem życia winno być przetrwanie tego, co z definicji nie ma okresu trwałości – planety, ludzkości, cywilizacji, narodu, wspólnoty, plemienia. Dopiero dalej stoi życie pojedynczego człowieka. Tak, powinien on przetrwać, ale zdaniem Taleba mając do wyboru „większe dobro” należy zaryzykować i nie uciekać od ryzyka. Bo na tym polega także skin in the game.
Nassim Nicholas Taleb: Skin in the game. Hidden Asymmetries in Daily Life, Penguin Random House 2018
PS Myślę, że wiemy już, o czym będzie jego następna książka.
PPS. O ile jego ego nie eksploduje, nie dopadną go jego wrogowie czy też nie trafi w końcu do więzienia w Arabii Saudyjskiej za swoje tweeterowe wojny. Jak bowiem napisał na twitterze Dan z Pragi: „Problem z Talebem nie polega na tym, że jest dupkiem. Jest dupkiem. Problem z Talebem polega na tym, że on ma rację”. Taleb uznał to za wielki komplement.