Klasyczną (choć oczywiście fałszywą) definicją SF jest stwierdzenie, iż utwory należące do gatunku fantastyki naukowej zajmują się eksploracją kosmosu i kontaktami z pozaziemski cywilizacjami. Jako wszechstronny twórca fantastyki, Jacek Dukaj wszedł także w rolę twórcy „najbardziej klasycznej SF” w swoim pierwszym tomie opowiadań (ten wpis to część druga – tu znajdziesz część pierwszą opisu książki, a tu drugą). Trzy z nich – „Katedra”, „Muchobójca” i „IACTE” w dość radykalny sposób odwracają naszą wizję podboju kosmosu, będącego w świadomości społecznej miksem telewizyjnych doniesień o misjach wahadłowców, serialu „Star Trek” i cyklu „Gwiezdnych Wojen”.
Romantyczna wizja rozbijających się wspaniałymi statkami kosmicznymi twardzieli została już co prawda zanegowana w pierwszym filmie z cyklu „Obcy”, gdzie statek kosmiczny był po prostu miejscem pracy i zamiast eleganckich piżamek (jak w „Star treku”) załoga nosiła raczej ubrania bliższe kierowcom ciężarówek czy marynarzom na statkach handlowych. Dukaj idzie jeszcze dalej, wyzwalając się z okowów liniowego myślenia: skoro fizyka stawia przed nami radykalne ograniczenia transportu za pomocą pojazdów kosmicznych, należy poszukać innych metod. W „Muchobójcy” rozwiązaniem są – znane skądinąd z fantastyki – bramy nadprzestrzenne. Oczywiście sam rekwizyt nic do fabuły nie wnosi, jednak kluczowa w całym tym opowiadaniu jest otoczka. Wpływ wprowadzenia technologii bram, dyskusja aspektów ekonomicznych i praktycznych zajmuje sporą część tekstu. Analizę ekonomiczną (bo inaczej tego nazwać nie można) czyta się z zapartym tchem! Po skutkach ekonomicznych omawia autor wpływ technologii bram na politykę i w efekcie – na toczone na świecie wojny. Nic nie jest za darmo, możliwość transportu we wszechświecie powoduje nowe konflikty zbrojne i wcale zdaje się nie być dla ludzkości taka korzystna.
Nie chcąc zdradzać fabuły, ani tym bardziej zakończenia „Muchobójcy”, należy wspomnieć iż jest to opowiadanie przede wszystkim przestrogą dla tego co może stać się na Ziemi po bezkrytycznej adaptacji nowo odkrytej technologii. W wielu momentach opowiadania załamywałem ręce nad niefrasobliwością i brakiem podstawowych zasad bezpieczeństwa w prowadzonej przez rządy działalności. Jak się w końcu okazało, ukręciliśmy sami na siebie bat.
Opuszczając Ziemię, należy obrać cel eskapady kosmicznej. Lecieć można oczywiście na najbliższe nam planety (do najbliższych układów gwiezdnych), lub za pomocą dalekich skoków przemierzać nieznaną pustkę, licząc mimo wszystko że trafi się do wymarzonego układu bez przeszkód. Niestety – im dalej trzeba lecieć, tym większa szansa że coś się po drodze złego stanie. Jeśli zaś leci się latami, to kto będzie czuwać nad przebiegiem misji? Jacek Dukaj daje nam prostą odpowiedź: jak to kto? Wampir.
W opowiadaniu „IACTE” mamy właśnie do czynienia z taką nieudaną misją. Pilotujący statek kosmiczny wieczny wampir („(…) taki fenomenalny metabolizm – miałby się zmarnować?”) sprowadza pojazd nad dziwną planetę, sam ucieka, a w psującym się na orbicie statku zaczynają umierać ludzie. W końcu rusza ekipa poszukiwawcza, jednak fakt, że wszystko się psuje i pojazdy do komunikacji z orbitą nie są w stanie nawet podnieść się z powierzchni planety powoduje, że załoga znajduje się w coraz gorszej sytuacji. Skazani przez błąd (celowe działanie?) wampira na powolne wymieranie, załoganci „Arki” podejmują kolejne próby wyrwania się z okowów powolnej śmierci. Skazani są jednak na porażkę.
Czasami jednak wszystko może pójść dobrze i układ planetarny udaje się skolonizować. Zaczyna on wtedy żyć własnym życiem, pojawia się na nim kolonia, elementy władzy lokalnej, na końcu w siedzibie układu powstaje nowa diecezja. Bohaterem opowiadania „Katedra” jest młody ksiądz przysłany z diecezji na planecie Lizonne na górnicze asteroidy, aby wsłuchać się w świadectwo świętości Izmira Predu – człowieka, który po katastrofie swojego statku kosmicznego opuścił kabinę i rozhermetyzował swój skafander, aby zasobów tlenu na pokładzie statku wystarczyło dla pozostałej załogi. Jego poświęcenie, narosła legenda, opowieści o cudownych uleczeniach powodują, iż na asteroidach (zwanych Izmiraidami) powstaje miasteczko a wierni fundują niesamowitą, nanotechnologiczną katedrę.
Zwykły opis procesu beatyfikacyjnego staje się jedynie tłem do całego szeregu intryg i tajemnic które czają się w mroku. Nie do końca wiadomo, czy orbita rodziny planetoid jest stabilna, czy też grozi im ucieczka ze studni grawitacyjnej gwiazdy. Wzajemny układ asteroid jest też nienaturalny (co w astronomii zazwyczaj oznacza istnienie gdzieś w okolicy niezauważonej wcześniej masy), nie do końca jasna wydaje się być budowa ich geologiczna. Nie jest więc dziwne, iż miasto na powierzchni asteroid się rozrasta, zostaje wręcz przykryte hermetyczną kopułą, w okolicy pojawiają się prowadzące badania korporacje, każdy zaczyna węszyć i szukać drugiego dna.
Jest też „Katedra” opowieścią z niesamowitym klimatem. Znajdująca się poza obszarem hermetycznym, na pozbawionej atmosfery planetoidzie Katedra, jawi się jako miejsce tajemnicze, ponure i przygniatające. Sam Dukaj dedykuje opowiadanie Antonio Gaudiemu, i trzeba przyznać iż na kartach książki Katedra wyczarowana jest niesamowicie. Swoją cegiełkę dołożył oczywiście Tomek Bagiński, animując swój film „Kaedra”, który na fragmencie dukajowego opowiadania jest oparty.
Spoglądając na kosmos oczami Dukaja nie należy skupiać się na typowych rekwizytach znanych z klasycznej literatury SF. Ważne jest bowiem to, co czai się poza zasięgiem oczywistości. Można zwykłych ludzi wsadzić w skafandry i wysłać na drugi koniec wszechświata – ale co z tego wyniknie dla naszej planety… o, to już mało który autor potrafi pokazać. Jacek Dukaj pokazuje to po mistrzowsku.
Ten wpis to część trzecia – tu znajdziesz część pierwszą opisu książki a tu część drugą.
Jacek Dukaj: opowiadania “Katedra”, “Muchobójca” i “IACTE” z tomu W kraju niewiernych, Wydanie pierwsze: superNOWA, Warszawa 2004 (kolejne wydania – Wydawnictwo Literackie).