Marsz ku śmierci…

Death March Second Edition

Książka, która zmienia bieg projektów. Książka, która zmienia ludzkie kariery. Książka, która odmienia życie… Proszę Państwa, Edward Yourdon, „Marsz ku klęsce”!

Być może mój entuzjazm wyrażony w poprzednim akapicie wyda się komuś przesadzony, jednak faktycznie ta książka jest ważna, żeby nie powiedzieć – bardzo ważna. Edward Yourdon dokonuje w niej cudu – pod przykrywką poradnika dla uczestnika „marszów śmierci” (projektów – wykrwawiaczy) przekazuje ważne przesłanie, nakazuje spojrzeć na swój projekt z zupełnie innej perspektywy. Dzięki temu możemy być w stanie podejść do projektu w inny sposób i … wygrać. Niestety, często wygrana jest niemożliwa, a projekt jest skazany na klęskę zanim się jeszcze jego realizacja się rozpocznie – w takiej sytuacji Yourdon również nie pozostawia swoich czytelników na lodzie.

Marsz ku klęsce

Książka rozpoczyna się od zdefiniowania pojęcia „marszu ku klęsce” (w związku z wojennymi konotacjami, silniejszymi w Polsce niż w USA, tłumacz zdecydował się na zmianę tytułu) – dla autora jest to projekt, w którym jeden (lub więcej) z kluczowych parametrów (budżet, personel, skrócenie harmonogramu, etc.) został ustalony arbitralnie na więcej niż 50% tego, co wynika z praktyki i zdrowego rozsądku. Definicja ta, jakkolwiek dość płynna (wszak istnieć mogą projekty gdzie harmonogram kompresuje się do 80% bazowego i już projekt nie ma szans) uzmysławia Czytelnikom, z czym będą mieć do czynienia na kartach książki. Przyczyn, dla których dochodzi do tworzenia tego typu projektów jest wiele, autor w dowcipny sposób omawia niektóre z nich (np. „mentalność komandosów”: „prawdziwi programiści nie muszą spać”). Oczywiście warunki amerykańskie różnią się nieco od polskich (Yourdon największy nacisk kładzie tu na przyczyny wynikające gierek politycznych w firmach) podczas gdy w Polsce głównym problem są niestety pieniądze, jakie klienci są w stanie zapłacić i ich niewiara w to, że większe nakłady na projekt przełożą się faktycznie na wyższą jakość produktu (a nie na nowy samochód prezesa dostawcy). Oczywiście klientom w Polsce nie należy się dziwić, że prezentują takie a nie inne podejście, ale to już temat na dywagację o polskim rynku IT.

Omawiając polityczne gierki, Yourdon przechodzi płynnie do tematów negocjacji (świetne omówienie strategii negocjacyjnych, które są codziennością dla menadżerów i czymś, w czym całkowicie gubią się informatycy) i kwestii personalnych. W tym miejscu autor powraca do swojego leitmotivu (wielokrotnie wyrażanego choćby w poprzedniej książce – „Outsource”) czyli słów „zwolnij się”. Oczywiście nie każdy i nie zawsze z rady Yourdona może skorzystać, ale podaje on wiele prostych zasad których stosowanie może oszczędzić wielu z nas gangreny ciągnących się projektów. Jednym z zaleceń autora jest jak najszybsze odejście z pracy, jeśli w dyskusji na temat projektu pojawia się retoryka gróźb w stylu „skończcie system na grudnia, albo wylatujecie”. Dla Yourdona takie stwierdzenie z usta kierownictwa jest natychmiastowym anulowaniem „umowy dżentelmeńskiej” która wielu z nas łączy ze swoim pracodawcą (oprócz oczywiście umowy o pracę), oraz sygnałem, że w sensie moralnym i etycznym nic nas już z tym pracodawcą nie łączy. Sam w życiu miałem raz podobną sytuację i postępując zgodnie z radami autora podjąłem ciężką decyzję o odejściu. Z perspektywy czasu widzę, że było to dobre rozwiązanie… W tym właśnie tkwi siłą tej książki: mówi, kiedy wstać i powiedzieć „Nie”.

Jeśli jednak z jakiś powodów postanowimy zostać, Ed Yourdon podaje nam wiele rad jak być w projekcie kroczącym ku klęsce i przetrwać. Najcenniejszą wiedzą, jaką można wynieść z lektury jest tutaj magiczne słowo triage, oznaczające w inżynierii oprogramowania metodę ograniczania się jedynie do implementacji faktycznie krytycznej funkcjonalności. Yourdon uczy jak negocjować i zarządzać wymaganiami, w jaki sposób tworzyć system aby mieć choć śladowe szanse zmieszczenia się w terminie… Aby wytworzyć oprogramowanie „wystarczająco dobre”…

Osobiście dyskusje (bo jest ich kilka) na temat odejścia z pracy oraz opis triage uznaję za najmocniejsze punkty tej książki. Bardzo ciekawe są dyskusje na temat organizacji pracy i narzędzi, których użycie zaleca autor. Niektóre z zaleceń mogły być oczywiście nowościami podczas pisania pierwszego wydania książki, jednak czy są dzisiaj projekty w których nie używa się systemów kontroli wersji? Cóż… jeśli ktoś jest na tyle nierozważny, aby tego nie robić, to nawet rady Yourdona mu nie pomogą… Stąd też jak dla mnie niektóre z zaleceń autora stanowią nie tyle warsztat pracy kierownika projektu zmierzającego ku klęsce, a coś co powinno się robić zawsze i wszędzie. Ciekawa jest dyskusja o „srebrnych kulach” – autor udowadnia w nieco inny sposób słynną tezę Brooksa z 1986 (nie mylić z Prawem Brooksa) o niemożliwości uzyskania skokowego wzrostu produktywności…

Pierwsze wydanie „Marszu ku klęsce” ukazało się w Stanach Zjednoczonych w 1999 roku i rok później zostało wydane w Polsce. Polska edycja tej książki była nieomal niemożliwa do kupienia, ale niedawno ukazało się drugie wydanie (w USA wydane w 2003). Będąc kiedyś szczęśliwym posiadaczem jednego egzemplarza pożyczałem go wielu osobom i znane mi są dwa przypadki odejścia z firmy po przeczytaniu tej książki…. Niestety, książka do mnie nie wróciła, i dlatego ostatnio zakupiłem sobie drugie wydanie, które ukazało się w USA w 2003 roku.

Edward Yourdon: Death March, Second Edition, Prentice Hall PTR, Upper Saddle River 2003

Edward Yourdon: Marsz ku klęsce, Wydawnictwa Naukowo – Techniczne, Warszawa 2007

One Reply to “Marsz ku śmierci…”

  1. Wydaje mi się, że amerykanin ma mimo wszystko trochę większe możliwości zwolnienia się niż pracownik krakowskiego zaścianka IT.

    Na chorobę niedoszacowanych projektów fixed-price lekastw wymyślono już kilka, problem w tym, że opierają się na zaufaniu. Tymczasem wiara w uczciwość firm developerskich jest w Polsce, jak słusznie piszesz, bardzo mocno ograniczona – i co więcej, są ku temu podstawy, które same firmy dają realizując kontrakty dla sektora publicznego (vide obniżka składki rentowej za parę milionów – ciągle nie mogę uwierzyć – za parę milionów można zrobić całkiem niezły system informatyczny).

    Polecam też niezły artykuł z bloga Battle for Agility: http://agilers.com/teamblog/kontrakty-o-ustalonej-cenie-i-zakresie-mitologia-stosowana

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.