Autobiografię Richarda Feynmana dostałem w prezencie. Nigdy nie byłem fanem tego typu literatury, ale postanowiłem ją przeczytać i nie żałuję. Książka nie jest wprawdzie metodycznym opisem życia noblisty, składa się raczej ze zbioru anegdot, które Feynman opowiedział nagrywającemu go Leightonowi. Z tego też powodu widoczny jest w niej pewien gawędziarski sznyt, który czasami bawi a czasami drażni.
Sama książka jest bardzo nierówna. Wstępne rozdziały czyta się jak ciekawostkę bez specjalnego zachwytu. Końcowe zaś sprawiają wrażenie długich i skomplikowanych historii opowiadanych z wieloma szczegółami tylko dlatego, że wydawały się one dla Feynmana ważne – a mnie najczęściej znudziły. Naprawdę ciekawe są rozdziały środkowe opisujące życie genialnego naukowca w projekcie Manhattan oraz we wczesnych latach powojennych.
Miałem dziwne uczucia podczas czytania tej książki. Z jednej strony wielokrotnie zauważałem jak bardzo wiele zachowań Feynmana jest bliskich moim zachowaniom: ciągłe zadawanie pytań (wkurzając osoby pytane), podważanie status quo, zdenerwowanie że ludzie nie próbują choćby zrozumieć przyczyn, a skupiają się na zrozumieniu efektów i co najgorsze – chcą manipulować efektami bez modyfikacji przyczyn. Bycie widocznym, zgłaszanie się do różnych dziwnych inicjatyw, usprawnienia w życiu za które dostaje się po głowie od tępych przełożonych, publiczne wyrażanie opinii na temat zadufanych w sobie głupców na stanowiskach – to wszystko w zaskakująco wielu momentach nakazywało mi przerwać lekturę i cieszyć się że oto „jestem jak Feynman”. Niestety, dalsza lektura nie pozostawiała żadnych złudzeń: jestem od niego sporo głupszy.
Feynman góruje nad resztą społeczeństwa nie tylko w jakiejś jednej, łatwo mierzalnej dziedzinie (na przykład IQ, choć sam kiedyś twierdził że do Mensy by go nie przyjęli), ale nieomal w każdej, którą postanowi się zająć. Nieśmiały, nie radzący sobie z kobietami naukowiec po „nauce podrywu” zaczyna być nagle podrywaczem wysokiej klasy prowadzącym bujne życie seksualne (co jest w książce jasno zasygnalizowane). Umysł superścisły zaczyna rysować – i w kilka miesięcy o jego szkice zabija się publiczność. Z nudów gra na bębnach – zostaje perkusistą dorównującym i czasami przewyższającym zawodowych muzyków. Należy zająć się matematyką – nagle zaczyna ustawiać do pionu wielu matematyków. Czego się nie dotknie, staje się w tym bardzo dobry. Połączenie inteligencji, pamięci i wytrwałości w stopniu rzadko spotykanym wśród ludzi.
O Feynmanie mówiono, iż jest magikiem. Ekscentrycznym, lekko szalonym naukowcem. Człowiekiem dalekim od implementacji mickiewiczowego „szkiełka i oka”, jednak w pełni wiernemu nauce. W książce daje on zresztą temu wyraz pod koniec, w zaadaptowanej do potrzeb autobiografii mowie którą wygłosił kiedyś. Pisze o rzetelności naukowej, definiując ją jako dbałość o badanie dokładnie jednej zmiennej na raz. Jest on przeciwny wyciąganiu wniosków co do czynnika A jeśli równocześnie występuje czynnik B, zaś grupa kontrolna pozbawiona jest zarówno czynnika A jak i czynnika B. Feynman uważa, iż próbując powtórzyć eksperyment należy zacząć dokładnie od takich samych warunków jak w oryginalnym eksperymencie, a nie chodzić na skróty. Może się bowiem okazać, iż zjawisko odkryte w pierwotnym eksperymencie występuje wtedy i tylko wtedy, jeśli na przykład kolor ścian w pomieszczeniu, gdzie przebywają badani jest taki sam (vide zjawisko torowania). Bez odtworzenia idealnie takich samych warunków jak w eksperymencie poprzednim nie ma mowy o rzetelnych wynikach. Oczywiście najmocniej po głowie dostawali od niego przedstawiciele nauk społecznych (których Feynman wyśmiewał także przy okazji wspomnień konferencji interdyscyplinarnej, w której kiedyś brał udział). Wtedy jego tezy uznawane były za obrazoburcze.
Musiało minąć wiele lat, aby środowisko naukowców nauk społecznych przerobiło i przetrawiło lekcje Feynmana. Badania Daniela Kahnemana rzuciły światło na to, w jaki sposób eksperymenty psychologiczne (ale nie tylko) są źle konstruowane i jaka jest tego pierwotna, ludzka przyczyna. Naukowcy trwali w błędzie i łatwo im było wybuczeć Feynmana i oskarżyć go o seksizm i nierzetelność, niż zauważyć, iż sami popełniają błędy. W ten sposób czytając myśli Feynmana o nauce, rzetelności, staranności w konstruowaniu eksperymentów od razu myślę zarówno o pracach Kahnemana jak i o wspominanej przeze mnie książce Aronsona i Tavris o błędach w kontekście dysonansu poznawczego. Bardzo trudno jest przyznać się do błędu, szczególnie jeśli jakiś fircykowaty i pyskaty gość ze wschodniego wybrzeża boleśnie burzy czyją pewność siebie.
Podobnie jak naukowcy reagowali kapłani. Rodzina Feynmana, podobnie jak spora część amerykańskich Żydów stopniowo ulegała sekularyzacji. Młody Richard nie był już specjalnie religijny, a jako dojrzały naukowiec ocierał się o ateizm i agnostycyzm. Denerwowało go jednakże proste pojmowanie religii i zdarzyło mu się rozmawiać z kandydatami na rabinów na temat bezsensowności różnych wymagań wobec wyznawców judaizmu. Sam przyznaje jednak w książce, iż nawet on, zaprawiony i zjadliwy myśliciel nie dał rady przekonać do swoich poglądów wyćwiczonych w szkole rabinicznej ludzi. W owej szkole rabinicznej pojawiła się zresztą dość ciekawa dyskusja, zaciekawiło mianowicie Feynmana dlaczego tak wielu jest Żydów wśród naukowców (skądinąd wspominani przeze mnie we wpisie Aronson i Kahneman również są Żydami). Autor sugeruje, że jest to wynik tego, że od dziecka wpaja się w judaizmie szacunek do nauczyciela, rabbiego. Że profesor to jest ktoś.
Z lektury wyłania się więc obraz Feynmana dwojakiego – z jednej strony fircyk, żartowniś i huncwot. Dzisiaj powiedzielibyśmy „samiec alfa” uwodzący wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka. Moglibyśmy nazwać go „pranksterem” i zaprawdę, gdyby Dick działał dzisiaj, to pewnie na youtube mógłby mieć niezłą widownię – na pewno większą niż jako naukowiec. Zajmował się bowiem nauką tak zaawansowaną, że dla większości ludzi ociera się ona o magię. Poza nauką rozumianą jako badania podstawowe zajmował się również zastosowaniami nauki. Innowacyjne wręcz podejście do matematyki, tłumaczenie zjawisk fizycznych i ich implikacji (przeciwieństwo podejścia „wzór na to wynosi tamto przez owamto minus siamto kwadrat”) popchnęło go do prób reformy brazylijskiego systemu edukacji (nie wiemy z jakim długofalowym skutkiem). Udzielał się on także w procesie wprowadzania w Kalifornii nowych podręczników do matematyki dla szkół średnich. To właśnie jest ta druga strona Feynmana, człowieka ciekawego.
Richard P. Feynman: „Pan raczy żartować, panie Feynman!” Przypadki ciekawego człowieka, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007